kolejny rok za nami.. dużo relaksu, ale również dużo pracy. Trochę wyjazdów, docieranie, poznawanie się nawzajem, ale często też siebie samych w trudnych warunkach (minus milion stopni na dworze jak i w domu). Zaburzenia osobowości (czy jestem Bobem Marleyem?) i nieprzyjemności ( siema grubasie, ludzi ubywa) Wiatr w oczy (RZESZÓW) i deszcz we włosach (trzeba być pojebanym żeby coś takiego robić") Nasze najładniejsze dziecko: SenNic, warsztaty, warsztaty, albo wyjdźcie z warsztatów. Dużo jedzenia, palenia, łez (no może nie tak dużo ale ładnie, nostalgicznie zabrzmiało). Miejsca, z których wychodziliśmy często z burzą w sercu i niesmakiem, albo tęsknota i miłość w powietrzu.
Zostało w pamięci parę momentów, któych nie do się opisać, ani uchwycić...
"tylko nie w twarz!"
"jestem z Was dumna" :D
"czy jestem pierdolonym ciastkiem?"
Kocham Was.
Moniq
PS zapomniałam Wam powiedzieć, że jutro rano wyjeżdżam i nie będzie mnie na zajęciach i wrócę dopiero na wawę, więc do zobaczenia na PKP :D
W końcu coś zaczyna się dziać tfu tfu oby nie zapeszyć ;p
OdpowiedzUsuń