sobota, 11 grudnia 2010

z autobiografii chłodu

(zapisane chronologicznie)





"Wieczorami wychodzę z domów.
Jest zimno, chociaż zapowiadali roztopy.
Dookoła miasto pogrążone jest w dymie,
a za mgłą świecą przepiękne światełka...
Wielość światełek!
Miasto pachnie purpurą
Czy jesteśmy sami?
Wielość światełek...
Dlaczego oplątujesz mi nogi smyczą?
Czyżbyś chciała się uwolnić i tylko przez chwilę
pójść swoja drogą,
wprost do kości wyrzuconych dla takich jak Ty...?!
Wiem, wiem... Pokusa jest bardzo silna
Ale na szczęście trzymam Cię mocno
Więc lekkim ruchem, swobodnie przyciągam Cię do siebie
Och jak swobodnie!
Jestem zdumiony, ale czuję się tak dobrze i lekko!
Tak niesystematycznie
Mógłbym tak wytrzymać naprawdę długo
Dlaczego się nie kończy ?
Bo niby mógłbym wyczuć w tym podstęp,
ale nie chcę mi się...
Kolejny chłodny powiew
mimo wszystko nie okazuje głębiej moich doznań.
Taki ekstatyczny stan...
lekko i trzymamy si,ę za ręce.
Czas dookoła chyba na nas patrzy kątem oka.
W końcu stoimy pod blokiem,
między drugą a trzecią klatką,
a właściwie odwrotnie.
Od początku...
chyba zdaję sobie sprawę, że powinniśmy to dokończyć.
Ale jeszcze nie teraz.
Może...
-Hm, Napewno !
- Tak wiem o tym ale w następną noc.
Kiedy wyjdziemy na spacer i spotkam Ciebie i ten wiatr,
lekkość i uczucie przemijającego czasu"

"Chłód, chcę żeby świecił mi po oczach
kiedy patrzę w okna sąsiadów
i mam ten chory uśmiech
(...A u pana K. taka ciepła i miła atmosfera,
czyżby spóźniona wigilia?...)
W takich chwilach chcę pisać
nie o szczęściu,
bo to nie właściwe uczucie.
Właściwszym jest pisać o długich cieniach ludzkich,
o oddechach, o spojrzeniach
i innych namacalnych dowodach na jego istnienie.
Tak.
Chciałbym napisać autobiografię chłodu."

"I już mnie chyba tak nie inspiruje
i tak nie pociąga,
chociaż nie wiem czemu ale nie mogę
mu się oprzeć..."

Parabola chłodnego światła i dym,
z którego się wywodzi

"-Odczuwam przyjemność gdy patrzę w to światło,
i czuję jakby ciągły powiew wiatru,
ale nie czuję go cieleśnie, tylko wewnętrznie,
Nie czuję chłodu.
To tak jakbym się wietrzył, tak od wewnątrz.
Całym sobą.
Jakby przechodził przez całe moje ciało

Właśnie zdaję sobie sprawę,
że jestem swiadkiem myśli o odczuć,
nienazywalnych..."

"To chyba miłość...
Taka tylko trochę patologiczna
i nieco nienaturala...
Ale ten chłód...
Och!
Chcę za nim podążać,
tak pomimo wszystko.
Cieć przy sobie kogoś takiego
to jak zaspokojenie wszystkich chorych ambicji.
Tych o miłości też...
I o pożądaniu.
To przecież takie chore,
brzydkie i śliskie,
gładkie i złe...
Chyba powoli zamieniam się w lód
W coraz grubszą taflę,
powoli tracę kontakt ze światem zewnętrznym,
liczę się już tylko ja.
i moje nieuchronne przeznaczenie
Fatum !
po drugiej stronie, nie słucham i ranie.

1 komentarz: